Nie ma Mateusza. Nie ma ciała Mateusza. Jest jego świeży portret. Bo rodzice chłopca wciąż nie wierzą, że nie żyje, choć za jego zabójstwo dwóch młodych mężczyzn (wychowanków sióstr boromeuszek) odsiaduje 25-letnie wyroki. Mateusz zaginął, kiedy miał 10 lat. Dziś miałby 19. Proces jego rzekomych zabójców był poszlakowy.
Poprosili mnie o próbkę DNA, bo pod Zamościem znaleźli szczątki ludzkie. Znów wszystko wróciło. Dwa miesiące czekaliśmy na odpowiedź. Przyszła przed Wielkanocą. To nie Mateusz.
Policjant powiedział: „A może uznałaby pani śmierć syna i zamkniemy sprawę? Już 10 lat minęło. O zadośćuczynienie mogłaby pani wystąpić, pomniczek synu wystawić”.
Rozryczałam się: Dziecko mam za życia pochować?! Przecież nie znaleźliście ciała!
„Zwierzę mogło pożreć”, powiedział.
Z ubraniem? Buty też?
Cuda robili, jak szukali Mateusza. Kamery, psy. I nic, nawet tych sanek czerwonych. Ludzie chodzili do lasu na grzyby, na jagody, czasem celowo, żeby się rozejrzeć. Tyle lat i jeden but znaleźli, taki wielki.
Poprosili o zdjęcia, moje, męża i rodzeństwa Mateusza.
Portret
W laboratorium kryminalistycznym śląskiej policji powstał Mateusz Domaradzki z Rybnika, lat 19. Policyjny grafik wykonał symulację jego wizerunku po upływie 10 lat od zaginięcia. Do tego potrzebne mu były zdjęcia Domaradzkich. Na ich podstawie mógł przewidzieć, jak mogłaby wyglądać twarz Mateusza dzisiaj.
Grafik musiał ocenić, do kogo Mateusz jest podobny, nie zatracając równocześnie podobieństwa do zdjęcia chłopca z chwili zaginięcia. Musiał wiedzieć, jak starzeje się człowiek, że wydłuża się część twarzowa i nieco rośnie mózgowa, a nos i uszy rosną przez całe życie.
Takie portrety na podstawie progresji wiekowej policja wykonuje dzieciom, których przestała szukać. W Polsce dzięki portretowi z przyszłości jeszcze nikogo nie odnaleziono. Na świecie to się zdarza rzadko, ale się zdarza.
Policja już raz „postarzyła” Mateusza, gdy skończył 12 lat. „Postarzała” też m. in. Sylwię Iszczyłowicz z Zabrza i Basię Majchrzak z Jastrzębia-Zdroju.
Śnieg
Sylwia Iszczyłowicz wyszła z domu przy ul. Wolności w Zabrzu 26 listopada 1999 r. o godz. 16.45. Miała wtedy dziewięć lat.
Jak zwykle wybierała się na spotkanie oazowe o godz. 17 w salce katechetycznej przy kościele św. Andrzeja na tej samej ulicy. Wystarczyło pokonać 300 m wzdłuż niej, nie przechodząc na drugą stronę.
Jednak na spotkaniu się nie pojawiła. Prawdopodobnie spóźniła się i pobłądziła, bo tego dnia z powodu remontu salki przeniesiono je gdzie indziej. Widziano ją w okolicy kościoła.
Około godz. 18.30, też na ul. Wolności, Sylwia mignęła w niskim oknie biblioteki. Kompletnie sama, a ludzie wracają z kościoła, przed nią i za nią, pomyślała bibliotekarka. Sylwia była wtedy 100 m od domu.
Basia Majchrzak wyszła z domu przy ul. Pomorskiej 22 lutego 2000 r. o godz. 10. Miała wtedy 11 lat.
O godz. 11 zaczynała lekcje w podstawówce przy ul. Kaszubskiej. Z Pomorskiej to jakieś 300 m drogi między blokami. Chciała wcześniej posiedzieć w świetlicy, jak zwykle. Przed swoim blokiem minęła sąsiadkę. Do szkoły nie dotarła.
Widziana była jeszcze o godz. 18 przed blokiem na Kaszubskiej 3.
Mateusz Domaradzki wyszedł z domu przy ul. Kosmonautów w Rybniku 6 lutego 2006 r. około godz. 14. Miał wtedy osiem lat.
Założył spodnie z ortalionu i wziął sanki – czerwoną deskę z linką. Chciał pozjeżdżać z górki w zagajniku w tej samej dzielnicy, nie więcej niż pół kilometra od domu. Były ferie, mróz, śnieg. Musiało tam być wtedy dużo dzieci, nikt nie widział Mateusza.
Jeden z mieszkańców osiedla zapewniał, że mijał Mateusza około godz. 17 w pobliżu ul. Kosmonautów. Chłopiec miał iść bez sanek, w kierunku przeciwnym do jego domu.
Żarty
Schemat poszukiwania za każdym razem jest podobny: najpierw rodzina szuka na własną rękę, rodzice telefonują do rodziców kolegów dziecka, angażują znajomych i sąsiadów, przemierzają na nogach i samochodami pobliskie ulice.
Wieczorem alarmują służby mundurowe. W miasto wychodzi kilkudziesięciu policjantów, strażaków, płetwonurków. Przeczesują lasy, parki i skwery, pustostany, piwnice i strychy, stawy i rzeki. W poszukiwaniach Mateusza również bunkry. Sprowadzają psy tropiące i kamery termowizyjne. Sylwii szukają nawet bezdomni po kanałach.
Rozwieszane są plakaty, wyznaczane nagrody, najmowani detektywi i jasnowidze. Nic nie wskórają ani Krzysztof Jackowski, ani Krzysztof Rutkowski.
Wszystkie dzieci są z wielodzietnych i niezamożnych rodzin, ale porządnych, kochających. Zadbane, wysłuchane, niesprawiające problemów wychowawczych. Basia już sama wstaje do szkoły, Mateusz, najmłodszy z Domaradzkich, to i kanapki ojcu do pracy przygotuje, najstarsza z Iszczyłowiczów Sylwia zawsze z książką, nawet z wyglądu doroślejsza niż rówieśnicy.
Policja w każdym przypadku szybko wyklucza ucieczkę. Do uprowadzeń rodzicielskich też nie doszło. Pozostaje hipoteza porwania. Chociaż nikt nie żąda od żadnej z rodzin okupu.
– Oddajcie dziecko – rodzice błagają w mediach. Nie śpią po nocach, wszystko przestaje się liczyć. Siostra Basi traci mowę. Psychologowie muszą przypominać: nie zaniedbujcie pozostałych dzieci.
Matka Mateusza przez kilka tygodni nie rusza się z domu, bo może ktoś w sprawie syna zadzwoni, może Mateusz…
Wyczekiwany telefon odbiera matka Sylwii. – Mamo, ratuj – kobieta słyszy w słuchawce dziecięcy głos. Policja ustala, że to głupi żart rówieśnic Sylwii.
„Pyry na Kaszubskiej w piwnicy pilnuje takiemu jednemu” – żartują na osiedlu z Basi. Zawsze się z niej wyśmiewali, bo miała rozszczep podniebienia i mówiła przez to niewyraźnie.
Jednak początkowo media nie informują o tej wadzie zaginionej 11-latki. Dlatego policja poważnie traktuje zgłoszenie kierowcy autobusu, który widział w towarzystwie starszego mężczyzny łudząco podobną do Basi dziewczynkę, która sepleniła.
To było 14 marca wieczorem w sąsiednim Wodzisławiu Śląskim. Ale trop się urywa.
Blizny
Zajęcza warga, blond loki – dlatego na Basię mówią w domu „Kręciołek”.
Mateusz też trochę sepleni. Leworęczny. Na czubku nosa malutka blizna po usunięciu pękniętego naczynka.
Blizny zostają na całe życie.
Sylwia ma bliznę po szyciu na lewej stopie.
Wyrok
10 marca 2006 r. w gazetach pojawiają się tytuły: „Mateusz został zamordowany”, „Zabójcy Mateusza zatrzymani”.
To 25-letni Tomasz Ż. z tego samego osiedla co Mateusz i jego młodszy o cztery lata kuzyn Łukasz N. Policja zatrzymała ich w związku z podejrzeniem o gwałt na nieletniej. W trakcie przesłuchania mężczyźni mieli się przyznać, że zgwałcili Mateusza Domaradzkiego. Ponieważ chłopiec – jak relacjonowała wówczas policja – groził mężczyznom, że powie mamie, pobili go na śmierć.
Mateusz wszystko mówił mamie.
Rodzice w szoku. Wiedzieli od śledczych o wytypowaniu podejrzanych, ale wciąż kazano im wierzyć, że syn żyje. Przecież nie znaleziono ciała. Domniemani zabójcy nie pamiętają, co z nim zrobili. Byli wtedy zbyt pijani. Poza tym są upośledzeni umysłowo.
Policja też nie ma stuprocentowej pewności.
Przed sądem oskarżeni odwołują zeznania, twierdzą, że zostali do nich przymuszeni. Odtąd nie przyznają się do uprowadzenia Mateusza. Przy okazji wychodzi na jaw bulwersująca sprawa ośrodka wychowawczego sióstr Boromeuszek w Zabrzu. Tomasz Ż., wychowanek tej placówki, opowiada sędziemu, że był tam bity i gwałcony. Ruszy osobne śledztwo, zakończone więzieniem dla siostry dyrektor ośrodka. Ale sytuacji Tomasza Ż. i jego kuzyna to nie zmieni.
Tymczasem topnieje śnieg, który mógł skrywać ciało Mateusza, ale wznowione poszukiwania zwłok nie odnoszą skutku.
Zapada wyrok skazujący – po 25 lat dla obu mężczyzn za gwałt i zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem. Nie pomagają dwukrotna apelacja ani powtórny proces, zarządzony z powodu błędów proceduralnych takich jak nieobecność oskarżonych na niektórych rozprawach.
Proces jest poszlakowy, jednak ostatecznie przeważa fakt, że początkowe wersje zdarzeń przedstawiane przez Tomasza Ż. i Łukasza N. są zbieżne, mimo że przesłuchiwani byli osobno. W 2013 r. idą siedzieć.
Wina
– Pierwsza i najbardziej winna osoba to ja – wyznaje w „Faktach” TVN mama Sylwii cztery lata po jej zaginięciu. Córka była bardzo samodzielna. Matka żałuje, że w to uwierzyła.
– Giną dzieci niepilnowane – ostrzega Fundacja Itaka, jedyna organizacja w Polsce, która szuka zaginionych.
Kryminolog Paweł Moczydłowski cztery lata temu w TVN24 mówił: – Im bardziej anonimowe społeczeństwo, im mniej relacji międzyludzkich, bogatych więzi społecznych, tym częściej może się zdarzyć, że na naszych oczach ktoś zaginie.
Policja odnotowała w 2015 r. 438 zaginięć dzieci do szóstego roku życia, około 903 zaginięć dzieci w wieku 7-13 lat i około 5780 zaginięć dzieci w wieku 14-17 lat.
Z doświadczenia Itaki wynika, że uprowadzenia rodzicielskie najczęściej dotyczą najmłodszych dzieci. Nastolatki najczęściej uciekają. Dzieci w wieku Mateusza, Sylwii, Basi mogą zabłądzić i odnajdują się po kilku tygodniach, jeśli nic im się nie przydarzy, nie utopią się, nie wpadną pod samochód, albo jeśli nie staną się ofiarą przestępstwa.
Najważniejsza jest pierwsza godzina od zaginięcia. Jak informuje Itaka, ze zgłoszeniem na policję nie trzeba i nie powinno się czekać ani chwili. Potem szanse na odnalezienie maleją.
Po roku dziecko ma nieformalny status długotrwale zaginionego. Itaka ma w swojej bazie 85 takich dzieci. A to zaledwie 10 proc. przypadków zgłaszanych na policji.
Najdłużej poszukiwana jest Beata Radke z Poznania. Miała dziewięć lat, gdy pewnego kwietniowego poranka w 1975 r. wyszła z domu na religię i nie wróciła.
Nadzieje rodziców na nowo rozbudziła sprawa Madzi z Sosnowca, półrocznej dziewczynki, rzekomo porwanej, której ciało odkryto w tym samym mieście po kilku tygodniach od zaginięcia. Chcieliby chociaż zapalić córce znicz, dlatego liczą nawet na ewentualnego mordercę, że ruszy go sumienie i da im znać: Beata nie żyje.
Nikola z Siedlec jest najmłodsza w bazie Itaki – w chwili zaginięcia w 2010 r. miała niespełna pół roku. Prokurator podejrzewał o porwanie jej ojca, co miało skutkować śmiercią dziecka. Ale nie znaleziono ciała, a ojciec się nie przyznał i umorzono śledztwo.
Przeprowadzka
– Nie ma ciała, nie ma zbrodni. Dopóki nie zobaczę ciała, nie uwierzę w śmierć Mateusza i będę mieć nadzieję, że wróci – powtarza od lat matka Mateusza. Daje 1 proc. wiary temu, że uwięziono zabójców syna. – Nie chcę żadnych pieniędzy. Nie chcę pomników. Nie szukam Mateusza, bo jak, gdzie. Z myślą o nim kładę się spać, z tą myślą się budzę.
Rodzice Basi na stole wigilijnym ustawiają nakrycie dla niej. Nie ogłoszą, że umarła, bo co jej powiedzą, jak przyjdzie, stanie w drzwiach i powie: to ja, Basia? Na ścianie powiesili oprawiony w ramkę ostatni portret, symulujący Basię 19-letnią (równie dobrze córka mogłaby tak wyglądać teraz, policyjne progresje zaginionych mają kilkuletnią ważność). – To jest ciocia Basia – uczą wnuki na wypadek, gdyby córka wróciła, kiedy ich, rodziców, już nie będzie na świecie.
Wnuki zajęły wreszcie pokój zaginionej córki. Ten najmłodszy, dwuletni to cała Basia.
Na początku 2016 r. dostają dziwnie zaadresowany list: „Rodzice Basi Majchrzak, ul. Pomorska, Jastrzębie-Zdrój”.
Ale listonoszka wie, o kogo chodzi.
„Z przykrością muszę przekazać” – czytają Majchrzakowie – „że wasza córka nie żyje i spoczywa blisko miejsca zamieszkania”.
Nadawcą okazuje się wróżbitka z Chorzowa. Odgadła los Basi za pomocą wahadełka wiszącego nad zdjęciem zaginionej z gazety. Zaklina się w liście, że już w dwóch podobnych przypadkach się nie pomyliła. Jednak nie zgadza się na współpracę z policją.
Ojciec Basi: – To po co pisze, rozdrapuje rany?
Matka Sylwii przez wiele dni przemierza ostatnią trasę córki. Z domu do kościoła, te 300 m – i z powrotem. Wreszcie wyprowadza się z ul. Wolności.
Autor: Małgorzata Goślińska / Źródło: TVN24.pl
——
Proponujemy Państwu usługę Poszukiwania Osób Zaginionych i Ukrywających się. W swojej pracy wykorzystujemy najnowsze osiągnięcia technologiczne, współpracujemy z byłymi oficerami śledczymi. Do każdej sprawy podchodzimy indywidualnie i priorytetowo. W trakcie działań operacyjnych współpracujemy z Policją i Strażą Pożarną.
Na Państwa życzenie w poszukiwania możemy zaangażować Grupę Poszukiwawczo-Ratowniczą z przeszkolonymi psami.
Zapraszamy do kontaktu:
Zadaj pytanie: biuro@agencjabezpieczenstwa.eu
lub napisz prywatną wiadomość na Facebooku: www.facebook.com/ktozdradza
Telefon Alarmowy: 507-507-924
Za konsultacje nie pobieramy żadnych opłat.
Jesteśmy do Państwa dyspozycji 7 dni w tygodniu, przez całą dobę.
—
Informujemy, że dane zawarte na stronie, są własnością firmy Agencja Bezpieczeństwa Publicznego i są chronione Prawem Autorskim.